środa, 18 maja 2011

Święta za życia... Maria Dulcissima!

18 maja 1936 roku, czyli 75 lat temu, w Brzeziu (obecnie dzielnica Raciborza) zmarła 26 letnia zakonnica pochodząca ze Zgody, dzielnicy Świętochłowic. Mimo tak młodego wieku wielu twierdziło, że jest świętą!
Kim była ta skromna, pokorna i oddana Jezusowi zakonnica? 
To Helena Hoffmann, która wstępując do zakonu Sióstr Maryi Niepokalanej przyjęła imię MARIA DULCISSIMA. 
Dziś jest już Służebnicą Bożą i trwa jej proces beatyfikacyjny!

Jak to wszystko się zaczęło?
Helena Joanna Hoffman urodziła się 7 lutego 1910 r. na Zgodzie (Świętochłowice) w rodzinie Józefa i Albiny Jarzombek. Ze swojego śląskiego domu rodzinnego wyniosła głęboką wiarę oraz wrażliwość na pracę i cierpienie ludzi. Była zwyczajną dziewczynką. Sama o sobie pisała: "Nie było dnia żebym czegoś nie zbroiła".
13 lutego 1910 r. zostaje ochrzczona w parafii św. Józefa na Osiedlu Otylia. W 1915 r. uczęszcza do przedszkola na Zgodzie prowadzonego przez Siostry Maryi Niepokalanej, a rok później rozpoczyna naukę w katolickiej szkole podstawowej. W 1919 r. umiera Jej ojciec. Helenka 5 maja 1921 r. przystępuje do Pierwszej Komunii Świętej.    W maju 1925 r. w niedzielę Trójcy Świętej oddaje się Bogu na własność z prośbą o powołanie zakonne, a w lipcu tego roku powiadamia swoją rodzinę o chęci wstąpienia do zakonu. 27 maja 1927 r. zostaje bierzmowana i przyjmuje imię Teresa, co nie było przypadkiem!        W tym miejscu należy się trochę cofnąć do Jej dzieciństwa. Pewnego dnia Helenka biegła przez świętochłowickie pole gdy nagle na ziemi zobaczyła coś świecącego. Schyliła się i zobaczyła medalik ze świętą, który zabrała do domu. Tam wyjaśniono Jej, że to św. Teresa z Lisieux, która właśnie została ogłoszona świętą, lecz na Śląsku była jeszcze mało popularna. W jaki sposób więc znalazł się medalik 
św. Teresa na świętochłowickim polu? Tego nie wiadomo, lecz od tego momentu św. Teresa towarzyszyła Helenie do końca Jej życia.
W 1927 r. Helena wysyła prośbę o przyjęcie Jej do Sióstr Maryi Niepokalanej, które oczywiście zostało rozpatrzone pozytywnie. 
Przed wstąpieniem do zakonu pracowała w przedszkolu na Zgodzie, 
a następnie w szpitalu w Szopienicach. Dokładnie 17 marca 1928 r. rozpoczyna kandydaturę we Wrocławiu. Jednak w lipcu pojawiają się pierwsze objawy Jej choroby i wyjeżdża na leczenie do Henrykowa. 
Po badaniach neurologicznych stwierdzono u Niej "narośl na mózgu". 
Na krótko wraca do Wrocławia, a potem wyjeżdża do Nysy. 
23 października 1929 r. odbywają się obłóczyny, na których Helena przyjmuje imię S.M. Dulcissima i rozpoczyna nowicjat. W 1930 r. zlecono jej pracę wśród dziewczyn we Wrocławiu, jednak parę miesięcy później poważnie zachorowała. Po badaniach w Berlinie stwierdzono, że należy koniecznie przeprowadzić operację głowy. 
18 kwietnia 1932 r. odbywają się jej pierwsze śluby zakonne. W październiku Jej matka zabiera Ją do domu rodzinnego na Zgodę, gdzie odwiedza Ją Matka Przełożona. 18 stycznia 1933 r. przybywa do Brzezia nad Odrą i przez cały ten rok choroba postępuje. W 1934 r. odwiedza ostatni raz dom rodzinny, klasztor i swoją parafię na Zgodzie. 18 kwietnia 1934 r. składa śluby wieczyste w kaplicy w Brzeziu. W 1935 r. pisze pożegnalne listy do swojej rodziny, ostatni raz spaceruje po Brzeziu. Jeszcze na początku 1936 r. udaje się do szpitala Jadwigi w Chorzowie, lecz 26 kwietnia traci mowę. 18 maja 1936 r. odchodzi do Domu Ojca w opinii świętości, a Jej pogrzeb odbywa się 22 maja.
 Dlaczego już za życia była uważana za Świętą?
Maria Dulcissima już jako dziecko ofiarowała się Bogu. Tak sama pisała o tej chwili: "Od dzieciństwa zawarłam przymierze z Bogiem, a Bóg je przyjął. Pomimo mojej nieudolności Boża dobroć była wielka".
Ona pragnęła świętość, bo wiedziała, że tylko Święci będą Zbawieni. Prosiła Świętych, aby wstawiali się za Nią do Boga: "O wy, wszyscy drodzy święci, pomóżcie mi należeć kiedyś również do was!". Tą pomoc  otrzymywała przez całe swoje życie i to od wielkiej Świętej Kościoła Katolickiego - św. Teresy z Lisieux! Od najmłodszych lat św. Teresa od Dzieciątka Jezus przychodziła do Helenki w snach, a przy bierzmowaniu to właśnie tą Świętą obrała sobie za patronkę. Od tej chwili uświadamia sobie, że ma być uległą natchnieniom Ducha Świętego, a z drugiej strony ma dać się prowadzić "małą drogą" 
św. Teresy. Sama tak o tym pisała: "Gdybym nie miała św. Teresy od Dzieciątka Jezus, która mnie pouczała i upominała, nie byłabym dziś w klasztorze". Ta Święta Karmelitanka pobudzała Dulcissimę do miłości Boga i bliźniego. Spotkania z Nią odbywały się w atmosferze głębokiej radości. Ofiarując swe cierpienia za Kościół i kapłanów, za grzeszników i dusze w czyśćcu cierpiące oraz za swoje zgromadzenie zakonne, a także praktykując przez całe swoje życie pokorę i ubóstwo duchowe stałą się wierną naśladowczynią św. Teresy z Lisieux. O spotkaniach ze Świętą już za Jej życia wiedzieli inni: 
"Z kim ona rozmawia?" - zdziwiła się czuwająca przy łóżku chorej Dulcissimy siostra Klotylda. Rozejrzała się. W pokoju nie było nikogo. "To nie wiedziałaś, że do niej przychodzi sama Mała Tereska?" - wyjaśniły siostry. 
Marię Dulcissimę kochali i kochają nadal mieszkańcy Brzezia, gdzie spędziła ostatnie lata swojego życia. Często odwiedzała mieszkańców tej wioski i... czyniła cuda! 
Jan Darowski, mieszkający w Londynie poeta i krytyk literacki, zachorował w dzieciństwie na szkarlatynę. Stracił wzrok i słuch.
Lekarze nic nie mogli poradzić. Któregoś dnia mama zawołała: „Nie bójcie się, Dulcissima idzie, ona was uzdrowi” - opowiada brat Jana, Kazimierz, również wówczas chory. "Ona tak nas przytuliła, położyła ręce na głowach i modliła się. Potem podobno powiedziała mamie, że ofiarowałaby swoje oczy, żeby Janek mógł widzieć. Janek rzeczywiście odzyskał wzrok i słuch, co lekarz uznał za cud. Dulcissima w tym samym czasie... przestała widzieć. 
Maria Dulcissima zmarła wyczerpana chorobą 18 maja 1936 roku, mając zaledwie 26 lat. „Ależ ona po śmierci znów wygląda tak pięknie, jak przed chorobą! Taka cicha i spokojna” – siostry nie mogły wyjść z podziwu. Tutaj mamy kolejne podobieństwo ze św. Teresą od Dzieciątka Jezus. Mała Tereska zmarła również młodo, bo w wieku 
24 lat i również po ciężkiej chorobie, ale zdumione karmelitanki zauważyły, że jej twarz, wykrzywiona przed chwilą przez duszności i ogromne cierpienia, rozjaśniła się i wypogodziła. Wszelkie oznaki chorób zniknęły.
Pogrzeb Dulcissimy był "niepogrzebowy". "Umarła święta, po co się smucić?" – mówił proboszcz. Z kolei jeden z mieszkańców mający w 1936 r. 11 lat, tak wspomina dzień pogrzebu: "Siostra została pochowana w białej trumnie. To nie był pogrzeb, to nie była nawet żałoba. Szliśmy na cmentarz i śpiewaliśmy Wielbij duszo moja Pana. Uważaliśmy ją za świętą za życia i po śmierci".
Mieszkańcy Brzezia cały czas modlą się i proszą o wstawiennictwo i opiekę Marię Dulcissimę i... Ona zawsze im pomaga. Nie ma w Brzeziu chyba człowieka, który by obojętnie przeszedł obok grobu Dulcissimy. Nawet jeśli ktoś po długiej rozłące odwiedza dom rodzinny, pierwsze swe kroki kieruje właśnie tu.
Po wojnie przebywały w klasztorze nowicjuszki. Gdy już nie było nic do jedzenio, siostra Lazaria zawołała kiedyś: "Dulcissimo, przecież obiecałaś, że będziesz się nami opiekować, a ja nie mam im co dać do jedzenia!". Za chwila dzwonek, a tam obcy człowiek z dwoma wielkimi bochnami chleba. "Miałem to tu oddać". Gdy wróciły do drzwi i wyszły... nikogo nie było.
"Miałam ciążę pozamaciczną. Nie wiedziałam, co to jest" - opowiada jedna z mieszkanek z Brzezia.  "Normalnie pracowałam na polu, aż nagle zasłabłam". W ciężkim stanie trafiła do szpitala i od razu na stół operacyjny. Czuła, że jest źle, ale wydawało jej się, że nie może teraz umierać. Martwiła się o męża i sześciomiesięczną córkę. "Dulcissimo, trzymaj Ty te noże" - zdążyła powiedzieć przed zapadnięciem w narkozę. Była trzecia w nocy, kiedy poczuła, że ktoś poklepuje ją w policzki. Nad nią stała zakonnica-pielęgniarka, która asystowała przy operacji. "Niech się pani obudzi, proszę się obudzić!" - wołała natarczywie. "Co to takiego powiedziała pani przed operacją? To nie było świeckie słowo" - zapytała, gdy pacjentka otwarła oczy. Chora wymamrotała, że Dulcissima to imię zmarłej w 1936 roku siostry zakonnej z Brzezia, którą wszyscy mieszkańcy proszą o wstawiennictwo, wierząc, że to święta. Zakonnica spojrzała wymownie na leżącą. "To był cud, że pani przeżyła" - powiedziała krótko. Kiedy opuszczała szpital, chciała podziękować lekarzowi. "Niech mi pani nie dziękuje. To było coś nadprzyrodzonego" - usłyszała w odpowiedzi.
Przypadków uzdrowień za pośrednictwem Dulcissimy jest wiele. W czasie wojny matki zaszywały grudki ziemi z jej grobu w mundury synów idących na wojnę. Wrócili. Kiedy weszli Rosjanie, zaczęły się brutalne polowania na „diewuszki”. Jedna z miejscowych kobiet opowiada, jak ją rodzice schowali do szafy, bo już nie zdążyli znaleźć lepszego miejsca. W ostatnim momencie obsypali tylko to miejsce ziemią z grobu. Żołnierze wywrócili calutki dom do góry nogami. Nie zajrzeli tylko do szafy...

18 lutego 1999 r. w krypcie katedry Chrystusa Król w Katowicach rozpoczął się proces beatyfikacyjny Służebnicy Bożej S. M. Dulcissimy!

"Jeszcze raz do zobaczenia w niebie".
                                                  S.M Dulcissima

Módlmy się o rychłą beatyfikację Naszej Śląskiej "Świętej"!

Boże, Ojcze miłosierdzia, Ty pojednałeś ze sobą świat przez Śmierć na Krzyżu i Zmartwychwstanie swojego Umiłowanego Syna Jezusa Chrystusa. Ty wzywasz wszystkich wierzących, aby łączyli swoje cierpienia z Męką Zbawiciela dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół. Przyjmij jako miłą Tobie ofiarę pokorne życie swojej służebnicy Siostry Marii Dulcissimy, naznaczone dźwiganiem codziennego krzyża. Obdarz ją chwałą błogosławionych w Twoim Królestwie i wysłuchaj modlitwy swojego ludu, jakie za jej wstawiennictwem ufnie zanosi do Ciebie. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen. 


1 komentarz: